|
|
|
|
wciaztensam_
Dołączył: 25 Mar 2008
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Człowiek Gór
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Śro 11:07, 09 Kwi 2008 Temat postu: Nie ma tego złego, co dobrze sie nie kończy |
|
|
I gdy już wszyscy myśleli, że umarł – gdy wszyscy zabrali się za swoje życie, On zrobił coś o czym mówił, ale nikt Mu nie wierzył. Zmartwychwstał.
Tak można byłoby zakończyć historię życia Chrystusa. O ile historia opisana w Ewangeliach byłaby jedną z wielu historii o ludziach, którzy chcieli coś dobrego zrobić na tym świecie, ale zło, nienawiść, ludzka małość, zawiść i wszystko to co małe jest w człowieku spowodowała, że ich zamiar uczynienia dobra skończył się dla nich źle – ta historia ma swój ciąg dalszy.
Pomimo dwóch tysięcy lat, opowieść o Zmartwychwstaniu wciąż musi przebijać się przez ludzką niewiarę. Opowieści ludzi, którzy przeszli śmierć kliniczną, cudowne historie opisywane przez świadków, miliony ludzi, którzy za wiarę w Zmartwychwstanie oddali życie w męczarniach, mordowani przez tych, którym to przeszkadzało, że ktoś w ten fakt wierzył – powoduje do dzisiaj, że ludzie z całej siły czepiają się ziemi, szukając wciąż tego co da im cel w życiu, co da im sens przeżycia.
Odejdę teraz od nadprzyrodzonych rozważań nad tajemnicą zdarzenia, w które tak trudno uwierzyć wielu ludziom, a które dla piszącego te słowa są oczywistością logiczną i konsekwencją wielu faktów takich jak chociażby sprawiedliwość i logiczna konsekwencja wielu zdarzeń w każdym ludzkim życiu, a zatrzymam się nad konsekwencjami życiowymi historii o Zmartwychwstaniu.
Bywa tak, że wszystko co człowieka przytłacza, odbiera nadzieję i wprowadza do takiego swoistego grobu za życia. Pojawia się rozpacz, bezgraniczne przygnębienie, gdzie człowiek traci z oczu nadzieję, drogi wyjścia, jakieś szanse na wyjście na prostą. Bywa również tak, że w człowieku pojawia się taka myśl, że gdy umrzemy, to będzie lepiej. Co do tej myśli, to coś niesamowitego, bo już ateistyczny Hegel zauważył, że niezależnie od wiary czy niewiary, niezależnie od miejsca w historii jakie człowiek zajmował, w nas to przekonanie, że po śmierci będzie lepiej – jest – jakby genetycznie uwarunkowane.
Ale prawdą jest, że skracanie sobie życia, tkwienie w tym depresyjnym stanie rozpaczy, lęków, niemożności, braku perspektyw – nie ma wyjścia w odbieraniu, skracaniu sobie życia.
Kiedy patrzy się z jaką konsekwencją Bóg i Człowiek zarazem dążył wyznaczoną przez siebie drogą, wbrew wszystkiemu – ten pęd do realizowania zamierzonego celu wbrew przeciwnościom – jest takim testamentem, zadaniem dla każdego człowieka.
Czasami człowiek sobie zawiesza poprzeczkę – czasami zastanawia się nawet nad tym, czy nie za wysoko i stara się ją przeskoczyć. Pomimo sporej ilości marnej jakości facetów, chcecie zakładać rodziny. Pomimo sporej grupie zagubionych kobiet, faceci chcą poznać tę Jedyną, z którą będą dążyć dalej razem. Pomimo zdrad, pragniemy kochać. Pomimo krzywd jakie nam wyrządzili inni, chcemy mieć kogoś, z kim będziecie czuli się bezpiecznie i szczęśliwi. Pomimo... właśnie, pomimo wszystkiego, każdy ma jakieś marzenia, które chciałby by się spełniły, jakiś cel w życiu, do którego dążą.
Lekcja Zmartwychwstania pokazuje, że nawet rzeczy dla niektórych niemożliwe są możliwe.
Ja w swoim życiu parę razy straciłem wszystko, co budowałem tak żmudnie, wbrew oporom rzeczy martwych i ludzkiej przewrotności. I chociaż padałem przygnieciony tym, że wszystko się waliło – wstawałem i dążyłem dalej, zaczynając wszystko od początku. Raz się nie udało, gleba, powolne wstawanie i znowu dążenie do przodu. I znowu łup.... padówa... czasami jęk rozpaczy, niemoc... mobilizacja, wstanie z klęczek, zagryzienie warg i a piać znowu to samo.
I znowu łup, jakaś złośliwość losu, okrzyk wzniesiony do nieba: „Czy kogoś to bawi?”, uśmiech przez łzy, zagryzienie warg i znowu ...wstawanie, warczenie na siebie, zaczynanie od początku i dążenie tam, gdzie chcę zmierzać. Zastanowiłem się ile to już razy. Zawsze tym, którzy padali ze mną, chciałem podać rękę – „Wstań, nie poddawaj się, walcz” – niektórzy nie mieli sił, inni mówili – „Idź, może ja Ciebie dogonię” a jeszcze inni: „Zostaw mnie, może się kiedyś spotkamy”. Wstawałem, zostawiałem czasami za sobą niespełnione nadzieje, marzenia i szedłem dalej wierząc, że jeszcze nie wszystko stracone.
Życie to nie jest bajka, ale nieustanna walka o to co dla nas najważniejsze. Walka z przeciwnościami, złośliwością losu i złych ludzi, walka z samym sobą, naszymi wadami i słabościami. I ja zawsze mówiłem tym, którzy tracili z oczu sens swojego życia – by nie klęczeli narzekając, ale by wstawali i dalej parli do przodu, wbrew przeciwnościom, wbrew wichurom dziejów i złemu losowi, a jeśli trzeba także wbrew rozsądkowi i pragnieniu zakończenia tej męki.
Kiedy człowiek patrzy na opadający na grób kamień, kiedy człowiek widzi odchodzących przyjaciół Chrystusa od grobu i ma świadomość, że wtedy, w tym momencie wszyscy zapomnieli co Jezus do nich mówił, co im obiecał, o czym ciągle przypominał dokonując nawet cudów – kiedy widzi się zrozpaczonych przyjaciół rozchodzących się po Jerozolimie ze świadomością, że oto ich marzenia legły w gruzach, że oto to, co chcieli uzyskać właśnie odeszło – patrzę na swoje życie, na opowiedziane mi historie. To chcę powiedzieć: Nie poddawajcie się.
Cale ludzkie życie to walka z przeciwnościami. Wszystkie relacje między ludzkie to konfrontacja z ludzkimi wadami i zaletami. Każda Wasza historia, problem – to problem każdego człowieka. Nic co nas spotyka, nie spotyka tylko nas, ale i innych ludzi.
Ale kiedy patrzy się na zaskoczone twarze Apostołów, którzy siedząc nad winkiem w wieczerniku i zastanawiają się co teraz z nimi będzie. Kiedy się patrzy na Twarze kobiet zakochanych w Jezusie i pełnych rozpaczy, bo ich ukochany odszedł. Kiedy widzi się dwóch apostołów zaiwaniających ze strachu z Jerozolimy i udających, że ich sprawa śmierci Mesjasza nie za bardzo dotyczy i szkoda, że ona się tak skończyła – i są tak przerażeni, że nie rozpoznają w towarzyszu swojej ucieczki ich Przyjaciela, kiedy to wszystko mimo wszystko, czy wierzysz w to czy nie – dociera, to człowiek niezależnie co go w życiu spotyka, jak bardzo cierpi – powinien się uśmiechnąć.
Bo wszystko może się w życiu wydarzyć, bo nawet rzeczy niemożliwe są możliwe.
Dzisiaj może cierpisz a jutro przestanie boleć. Dzisiaj może jesteś chora – jutro może wyzdrowiejesz. Dziś może cierpisz z powodu zdrady i odrzucenia – a jutro wpadniesz na kogoś, z kim spędzisz resztę życia a to co było bolesne zapomnisz. Dzisiaj może nie wierzysz, a jutro będziesz pewna. Dzisiaj może widzisz tylko ścianę i żadnego wyjścia, a jutro – otworzysz drzwi do lepszej rzeczywistości. Dzisiaj może płaczesz – a jutro będziesz się śmiać.
Wam wszystkim, co mnie tutaj znosicie czytając moje długie wpisy, tym co znaleźli na tym forum odpowiedzi na swoje pytania i tym co wciąż czekają, że wreszcie im się wszystko wyprostuje, bogatym i biednym pięknym i mniej urodziwym, wysokim i niskim, pulchnym i szczupłym, Panom i Paniom, chłopcom i dziewczętom – Wam wszystkim, niezależnie od wieku, miejsca zamieszkania, stanu cywilnego, stanu posiadania i nieposiadania, pragnącym dzieci i mającym czasami ich dosyć – Wam wszystkich właśnie tego życzę. Abyście jeśli dzisiaj jest Wam źle – jutro albo pojutrze, albo w najbliższym możliwym terminie odkryli, że zaczyna być Wam coraz lepiej. I tej wiary, że nawet jeśli to nie nadchodzi – że to w końcu nadejdzie. I siły, żebyście się nie załamywali, ale wstawali, doszli do siebie jak najszybciej i zaczęli dążyć do swoich życiowych celów. Byście w tym dążeniu zdrowi na ciele, duszy, sercu i umyśle byli. Żebyście ilekroć znowu upadniecie, zawsze wstawali. A jeśli nie możecie, by jakiś „Szymon z Cyreny” czy inny Anioł się przy Was znalazł i pomagał Wam tak, jak ja się może nieudolnie staram pisząc. I byście nie tracili optymizmu nawet jeśli wydaje się Wam, że już nic dobrego Was nie spotka. Wierzcie, że wszystko jeszcze przed Wami i dlatego nie wolno się poddawać.
Tego Wam wszystkim z całego serca życzę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|